Ze składki ZUS najpierw zwolnili. Teraz wiceminister mówi, że zapłacić jednak trzeba
Zwolnienie z płacenia składek do ZUS miało być jedną z form pomocy dla przedsiębiorców w związku z koronakryzysem. Mimo zapowiedzi rządu, branża beauty i tak składki będzie musiała uregulować. Wiceminister rozwoju, pracy i technologii, Olga Semeniuk, rozwiała wszelkie wątpliwości.
Z tego artykułu dowiesz się:
Jakie ułatwienia przygotował rząd dla przedstawicieli branży beauty
Czemu przedsiębiorcy będą musieli zapłacić składki
Ile straciły salony kosmetyczne i fryzjerskie przez pandemię
Składki do ZUS umorzone dla kolejnych branż
Pandemia koronawirusa trwa już ponad rok i na ten moment jej końca nie widać. Od prawie miesiąca Polacy borykają się z twardym lockdownem, w ramach którego rząd zamknął m.in.: branżę beauty.
Do tej pory salony kosmetyczne i fryzjerskie nie doczekały ze strony państwa żadnej pomocy. Jednakże niedawno wszystko się zmieniło, a przedstawicielom tej branży udało się wywalczyć zwolnienie ze składek ZUS.
Wiceminister rozwoju, Olga Semeniuk w rozmowach z przedstawicielami inicjatywy Beauty Razem podkreśliła, że nie ma szansy na uruchomienie kolejnej tarczy w ramach PFR. Finalnie rząd rozszerzył tarczę branżową o kolejne kody PKD, wśród których znalazły się usługi fryzjerskie oraz pozostałe.
Radio Zet wylicza, że branżowe wsparcie dla firm polega m.in.: na otrzymaniu świadczenia postojowego dla osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą, świadczeniu w wysokości 5 tys. zł, dopłatę 2 tys. zł do wynagrodzeń pracowników oraz zwolnienie ze składek do ZUS.
Pieniądze na składki i tak muszą powędrować do ZUS
Jak się okazuje, przedstawiciele branży beauty i tak owe składki do ZUS będą musieli zapłacić. Zawiłą sytuację oraz haczyk wyjaśniła Olga Semeniuk w programie Radia Zet. Z czym muszą liczyć się przedsiębiorcy?
- Te składki muszą być zapłacone do momentu, kiedy środki finansowe nie będą na kontach czy właśnie nie uzyska się już formalnej zgody na to, żeby umorzyć taka składkę - powiedziała i dodała, że resort pracuje nad ewentualnymi rekompensatami z tego tytułu.
Branża beauty - mimo stosunkowo długiego otwarcia w porównaniu do chociażby gastronomii - to jedna z najbardziej poszkodowanych w pandemii koronawirusa. Właściciele salonów kosmetycznych oraz fryzjerskich od dłuższego czasu przygotowywali się na lockdown, dlatego wielu z nich wydłużało godziny pracy, a przeddzień zamknięcia obsługiwało klientów do późnych godzin nocnych. Wszystko po to, aby zabezpieczyć swoje finanse na następne tygodnie.
Współzałożyciel Booksy (platformy umożliwiającej rezerwację wizyty w salonach kosmetycznych i fryzjerskich), Sebastian Maśka w rozmowie z Business Insider przyznaje, że część salonów musiała zakończyć działalność, a średnie przychody spadły o 30 proc. W wyniku pierwszego lockdownu branżą straciła 7 mld zł, a każdy kolejny dzień lockdownu oznacza 127 mln zł straty.
Byłeś świadkiem ciekawego zdarzenia? Masz interesujące zdjęcia lub filmik? Podziel się z nami wysyłając na [email protected]