UE ureguluje rynek smartfonów. Urządzenia się zmienią, choć konsumenci tego nie chcą
Za sprawą prawodawstwa Unii Europejskiej iPhone’y możemy już ładować za pomocą ładowarek USB. Apple w zasadzie powinno dziękować UE, bo była to największa nowość ostatniej generacji. Przegłosowane zostały też rozporządzenia mające zagwarantować Europejczykom prawo do naprawiania - szereg regulacji, które wymuszą na producentach nie tylko projektowanie urządzeń tak, aby były one łatwe do naprawienia, ale też skłonią ich do rozszerzania opieki serwisowej, także świadczonej przez firmy trzecie. To ciekawy moment, bo badania wykazują, że jak dotąd takie możliwości nie budzą zainteresowania konsumentów. Dzięki zmianom w prawie dowiemy się, czy faktycznie są to ich preferencje, czy może skutek zasad arbitralnie i jednostronnie narzucanych latami przez producentów.
Unia Europejska kruszy kopię o prawo do naprawiania. Zmiany odczujemy wszyscy
Przypomnijmy, że przyjęte ostatecznie w kwietniu przepisy mają na celu zwalczanie zjawisk, które stały się chorobą rynku elektroniki użytkowej . Producenci produkują masowo niskiej jakości produkty, celowo je postarzają, czy publikują tzw. kill-switche - aktualizacje, które mają sprawić, że urządzenie się zepsuje akurat wtedy, kiedy będzie to najkorzystniejsze dla producenta. Do tego dochodzi takie projektowanie urządzeń, aby ich naprawa była niemożliwa lub bardzo trudna.
Takie praktyki szkodzą wszystkim poza udziałowcami firm produkujących elektronikę . Marnotrawione są nieodnawialne zasoby, produkowane są elektrośmieci. Konsumenci wydają więcej, otrzymują coraz mniej . Skraca się czas życia urządzeń, a kolejne generacje nie oferują w zasadzie nic nowego w stosunku do poprzednich. Celem CEO korporacji produkujących smartfony, telewizory czy pralki nie jest jednak zadowolenie klientów, czy aktywistów klimatycznych, lecz osób, które otrzymują dywidendy.
Zmiany w konstrukcji urządzeń i usługach serwisowych. Otworzy się cały rynek niezależnych napraw
W Unii Europejskiej udało się przełamać bardzo aktywne lobby i wprowadzić regulacje, które już w nieodległej przyszłości wymuszą wydłużenie okresu napraw poza okres gwarancji. W praktyce na producentów nałożony zostanie obowiązek w pierwszej kolejności naprawy urządzenia , a gdy ta będzie niemożliwa, zastępowanie ich urządzeniami odnowionymi, jeśli klient na to przystanie. Ponadto naprawa ma być obowiązkowa tylko wtedy, gdy wymiana okaże się droższa.
Zobacz: Kupujesz produkt, płacisz co miesiąc jak za usługę. Myszka na abonament to nie żart
Nowe europejskie regulacje powołają też do życia sieci niezależnych punktów napraw, którym producenci nie tylko nie będą mogli utrudniać działalności, ale wręcz zostaną zobowiązani do dostarczania np. komponentów na potrzeby napraw. Zmienić ma się bowiem też konstrukcja elektroniki , przede wszystkim smartfonów , co zresztą już zaczyna być widoczne. Koniec z lakowaniem bryły - takie podzespoły jak akumulator, aparat czy pamięć mają być dostępne i łatwe do wymiany także w serwisach prowadzonych przez niezależnych rzemieślników.
Nowe badanie - czas płynie, a Europejczycy pozostają ślepi na argumenty
Nowe światło na zmiany, na które zdecydowano się w Brukseli, rzuca jednak badanie przeprowadzone przez Ipsos na zlecenie TÜV - organizacji zrzeszającej firmy zajmujące się testami, kontrolą i certyfikacją urządzeń i systemów. TÜV nie sposób uznać za zrzeszenie, które partycypowałoby w lobby producentów sprzętu, wręcz przeciwnie, i tym ciekawiej wypadają wyniki badań nad preferencjami konsumentów. Zamiast naprawiać uszkodzone urządzenia, wolą oni kupować nowe .
Wśród tysiąca ankietowanych powyżej 16. roku życia, ok. 1/3 w ciągu ostatnich 5 lat doznała trwałej awarii smartfonu. Z tej grupy tylko 1/3 zdecydowała się na jego naprawę . Pozostali mieli wybrać kupno nowego smartfonu . O czym to świadczy? Być może o skuteczności wielu lat marketingu Apple czy Samsunga, mimo że z roku na rok coraz trudniejsze jest przekonywanie, że nowy smartfon różni się czymś ważnym od poprzedniego. Być może o wciąż niewystarczającej świadomości co do zmian klimatycznych. Fakt faktem jednak, że dzięki nowemu prawu UE będziemy się mieli okazję przekonać, czy preferencje konsumentów faktycznie są ich, czy też doszło tu do scenariusza rodem z filmowej “Incepcji”.