"Król wędlin" przerwał milczenie. Obwinia Biedronkę i polską prokuraturę, pisze do Donalda Tuska
Nazwisko Henryka Kani kilka lat temu było na ustach wszystkich Polaków. Biznesmen zarządzał wielkimi zakładami mięsnymi, które w 2019 roku wpadły w kłopoty finansowe i upadły. Rok później został zatrzymany na lotnisku. Prokuratura zarzuca mu kierowanie grupą przestępczą i m.in. sporządzanie nierzetelnych faktur. Od czterech lat śledczy nie mogą ściągnąć go do Polski. Henryk Kania opowiedział dziennikarzom Business Insidera, co się z nim dzieje.
Król wędlin miał okraść Polskę na 40 mln zł
Henryk Kania (jak informuje “BI”,zgodził się na podawanie pełnych danych) od czterech lat jest niedostępny dla polskiej prokuratury.
Przypomnijmy, dawny król mięsnego imperium został zatrzymany w grudniu 2020 r. na lotnisku w Buenos Aires przez funkcjonariuszy argentyńskich służb na podstawie listu gończego wydanego przez prokuraturę. Prokuratura twierdziła wtedy m.in. że firma miała m.in. wymieniać się pustymi fakturami o łącznej wartości ponad 740 mln zł ze spółką zależną Rubin Energy oraz wyłudzić zwrot podatku VAT na ok. 28 mln zł. Według śledczych zarząd spółki miał też narazić Skarb Państwa na straty ponad 40 mln zł z tytułu podatku VAT.
W mediach pojawiały się nieoficjalne informacje, że przed zatrzymaniem biznesmen przebywał na prywatnej wyspie na Bahamach. Był także poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania i międzynarodowym listem gończym.
Zobacz też: Wielka porażka Polski. Rząd pierwszy raz to przyznał - jest oficjalny dokument
Biznesmen o "agresywnej polityce Biedronki"
Niedawno Business Insider podał, że prokuratura próbuje ściągnąć dawnego właściciela zakładów mięsnych do Polski z Argentyny, ponieważ jest on rezydentem tego kraju. Teraz Henryk Kania zabrał głos i informuje, że wcale nie jest rezydentem Argentyny, ale wysp Bahama, o czym już w 2018 roku informował władze. Wyjaśnia też, czemu, jego zdaniem, mięsne imperium splajtowało.
— Spółka ZM Henryk Kania S.A. po 2016 r. zaczęła tracić płynność, ocierając się o bankructwo głównie z dwóch przyczyn. Agresywnej polityki Biedronki, co ostatnio potwierdził sąd, a której spółka sprzedawała 75 proc. produkcji – mówi Henryk Kania - twierdzi biznesmen rozmowie z “Business Insiderem”.
Niedawno sąd pierwszej instancji potwierdził decyzję UOKiK, który nałożył na Biedronkę ponad 506 mln zł kary za bezprawne domaganie się od dostawców rabatów, które nie zostały wcześniej ustalone w umowie. Wyrok nie jest prawomocny.
Nie przegap: Tak dyskonty podzieliły Polaków. Gdzie kupują młodzi, a gdzie emeryci?
– Druga przyczyna wiąże się z pustymi fakturami i związanymi z tym problemami z bankiem i fiskusem – mówi Kania w rozmowie z “BI”. Biznesmen przekonuje jednak, że sam nie manipulował fakturami, wbrew temu co twierdzi prokuratura.
Henryk Kania pisze do Donalda Tuska
Henryk Kania napisał też list zaadresowany do przedstawicieli polskich władz, m.in. Donalda Tuska , RPO Marcina Wiącka i ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Twierdzi w nim, że zarzuty przeciwko niemu są nieprawdziwe i oparte na “niespójnych i wątpliwych co do wiarygodności” zeznaniach dwóch osób.
Twierdzi też, że nie miał powodu, żeby polecać sporządzanie nierzetelnych faktur. “Wreszcie jak logicznie wytłumaczyć ogólną tezę prokuratury, że "polecałem" sporządzanie nierzetelnych faktur, w wyniku których jako beneficjent akcjonariatu straciłbym majątek, a moja żona utraciłaby marże i na końcu same zakłady Staropolskie Specjały (wartość kilka set milionów złotych) na rzecz bankrutującej firmy?" – pisze w liście Kania.
