Mało znana opłata ma zostać rozszerzona. Smartfony mogą podrożeć
To, że smartfon jest dziś przedłużeniem ręki użytkownika, nie pozostawia pola do dyskusji. Zdecydowana większość Polaków nie rusza się bez niego z domu i to właśnie przy jego pomocy korzysta z różnorodnych możliwości. To nie umknęło uwadze grupy zawodowej, która od lat czuje się w Polsce defaworyzowana. Nowe regulacje są coraz bliżej, co może się odbić na cenach urządzeń.
Smartfon przedłużeniem ręki Polaka
Pierwsze urządzenie jakkolwiek przypominające dzisiejsze smartfony, pojawiło się jeszcze w 1992 roku. Telefon IBM Simon był zaopatrzony w takie możliwości jak dzwonienie, wysyłanie faksów, wysyłanie i odbieranie e-maili , posiadał również funkcję robienia notatek, kalendarz, zegar i gry. Kolejne lata to historia wielkich przełomów technologicznych, które poskutkowały wprowadzeniem na rynek produktów niemal zastępujących ludziom wszystkie inne sprzęty .

Dziś można śmiało powiedzieć, że smartfon stanowi swego rodzaju przedłużenie ręki Polaka. Świadczy o tym jasno badanie „Mobilny Portret Polaka” przeprowadzonego na zlecenie Banku Millennium, według którego aż 95 proc. obywateli korzysta z nich więcej niż raz dziennie , a 35% z nich niemal się z nim nie rozstaje.
Domowe zacisze lepsze niż kino
W 2018 roku 55% respondentów deklarowało, że bardziej uciążliwe byłoby dla nich zostawienie w domu portfela niż telefonu. Teraz sądzi tak już tylko 39%, a dla większości telefon stał się ważniejszy i przejął funkcję portfela. Przechowujemy w swoich smartfonach elektroniczne odpowiedniki dokumentów tożsamości, płacimy nim, a także czerpiemy wiedzę o świecie, kupujemy w sklepach online, załatwiamy sprawy urzędowe, kontaktujemy się z bliskimi - powiedziała dyrektorka Departamentu Public Relations w Banku Millennium Iwona Jarzębska.
Poza wspomnianymi powyżej funkcjami smartfonów jeszcze jedna stała się niezwykle istotna dla wielu Polaków. To wywołało wyjątkowe poruszenie, w którego konsekwencji ma dojść do poważnych zmian w prawie. To może się odbić na wielu aspektach.
Platformy streamingowe, dzięki którym możemy odtwarzać muzykę, filmy i seriale, dziś są niemal nieodłącznym elementem codzienności Polaka . Ich symbolem jest zdecydowanie Netflix , który pojawił się na rynku w 1997 roku jako wysyłkowa wypożyczalnia kaset VHS. W dobie rozwoju technologii firma przeszła znaczące przemiany, a w 2007 roku wprowadziła właśnie streaming . Dziś wiele osób nie wyobraża sobie prostszego i przyjemniejszego sposobu na spędzenie wolnego czasu w domu.
Liczba platform oferujących filmy i seriale rośnie, a wraz z nią zmieniają się znacząco tendencje Polaków. To również widać wyraźnie w statystykach, między innymi z badania Krajowego Instytutu Mediów z Badania Założycielskiego wynika, że od połowy 2021 roku przez rok do kina wybrało się zaledwie 27,9 proc. Polaków . Z kolei w raporcie Digital Consumer Trends 2022 opublikowanym przez Deloitte przeczytamy, że blisko 80 proc. respondentów wolałoby obejrzeć premierę filmu w domu, niż w kinie .

Korzystanie z serwisów streamingowych na zasadzie abonamentu to jedno. Polskie prawo autorskie przewiduje bowiem kolejną możliwość cieszenia się kulturą w zaciszu domowym i to niewymagającą żadnej opłaty — chodzi o dozwolony użytek prywatny. W tym celu można stworzyć legalną kopię utworu, z której następnie będziemy osobiście korzystać.
Twórcy już od dłuższego czasu podnoszą alarm, że oba te zjawiska — streaming oraz kopiowanie utworów — działają na ich niekorzyść . W pierwszym przypadku ustawa o prawie autorskim, ze względu na swoją przestarzałość, długo nie wymagała od platform wypłacania tantiem. To zmieniło się w drugiej połowie lutego 2025 roku, kiedy weszła w życie ostatnia część nowelizacji prawa autorskiego. Jeśli chodzi jednak o drugi przypadek, sprawa była rozwiązywana inaczej . Efektem tego wyroku mogą być wyższe ceny, które poniosą konsumenci.
Zobacz: Mnóstwo Polaków nie zgłosiło się po pieniądze. Ministerstwo może zrezygnować z rekompensat
Ceny smartfonów mogą pójść w górę
Ze względu na możliwość kopiowania utworu na dozwolony użytek prywatny tracą twórcy — autorzy dzieł, których nieopłacone kopie są odtwarzane w domach milionów Polaków . To właśnie z tego powodu funkcjonuje tak zwana opłata reprograficzna , która ma stanowić rekompensatę za tę stratę.
Podstawą do jej funkcjonowania w Polsce jak dyrektywa 2001/29/WE Unii Europejskiej. W naszym kraju opłatę tę uiszczają importerzy oraz producenci urządzeń i czystych nośników , a także posiadacze urządzeń, którzy prowadzą działalność gospodarczą w zakresie zwielokrotniania utworów na dozwolony użytek prywatny innych osób. W rzeczywistości odbija się to jednak na konsumentach , bowiem kwota ta jest brana pod uwagę podczas ustalania ceny urządzenia .
Ich zamknięta lista została skompletowana przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, która jest regulowana przez ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Jak się jednak okazuje, tu również, jak w przypadku tantiem z Internetu, mamy do czynienia z przestarzałością przepisów . Na liście znajdują się bowiem takie urządzenia jak magnetowid, magnetofon i kasety VHS, brakuje z kolei smartfonów, tabletów czy telewizorów Smart TV. Działania w celu uzupełnienia listy były podejmowane w poprzedniej kadencji Sejmu, jednak krytyka branży elektronicznej skutecznie zatrzymała działania . Nie da się jednak ukryć, że dziś to właśnie te urządzenia są najczęściej wykorzystywane do odtwarzania materiałów.

Efektem był pozew z października 2023 roku, który złożyło Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Pozwanym został Skarb Państwa, oczekiwano odszkodowania za brak implementacji nowych przepisów . Branża, jak przekazuje “Dziennik Gazeta Prawna”, ma się domagać 416 mln zł. 10 lutego 2025 roku sąd uznał te roszczenia za zasadne i stwierdził, że “urządzenia i nośniki, które najczęściej służą do korzystania z utworów na prywatny użytek, powinny być objęte opłatą ”. Podkreślono również, że polski rząd naruszył prawo unijne oraz że lista nośników i urządzeń powinna być uaktualniana na bieżąco.
Ta decyzja może pociągnąć za sobą niemałe konsekwencje, które dotkną nie tylko importerów i producentów urządzeń, ale również konsumentów. Najprawdopodobniej ceny smartfonów czy tabletów wzrosną na skutek potencjalnie wprowadzonych przepisów, na ten moment zazwyczaj mowa o opłacie w wysokości 1-3 proc. wartości sprzedaży. W poprzednich latach importerzy w Polsce twierdzili, że wprowadzenie jej spowoduje wzrost cen nawet o 10 proc.