Jak potwierdził dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta RP Marcin Kędryna, główne uroczystości związane z 80. rocznicą wybuchu II wojny światowej odbędą się w Warszawie, nie tak jak zawsze było, w Gdańsku. Do stolicy na 1 września zaproszeni zostali wszyscy ważni goście zagraniczni – prezydenci krajów UE, przywódcy państw NATO (w tym prezydent Donald Trump) oraz Partnerstwa Wschodniego. Jak donosi dziennikarz radia RMF FM Krzysztof Berenda, spotkają się oni tym razem na warszawskim Placu Piłsudskiego w okolicy Grobu Nieznanego Żołnierza oraz pomników: smoleńskiego i Lecha Kaczyńskiego. Pałac Prezydencki twierdzi, że większość zaproszonych przywódców potwierdziła już swoje przybycie.
Rząd PiS przekonuje, że Polska potrzebuje jeszcze 10 - 15 lat, by mogła gospodarczo dogonić Niemców. Jak przekonywał ostatnio na antenie TVP Info minister finansów, Marian Banaś, jeśli utrzyma się wysokie tempo wzrostu gospodarczego, a w to władza nie śmie wątpić, wówczas Polacy będą żyć na poziomie Niemców już za 10 - 15 lat.Gdyby tempo wzrostu gospodarczego się utrzymało, a jesteśmy przekonani, że na pewno będziemy mieć przewagę i to tempo będzie dużo większe niż w Niemczech, to za 10-15 lat jesteśmy w stanie dogonić poziom życia obywateli Niemiec - mówił Banaś na antenie telewizji publicznej.Jak podaje Gazeta.pl, podobnie optymistyczny w kwestii rozwoju gospodarczego Polski był ostatnio Mateusz Morawiecki, premier rządu PiS. Ten na konwencji partii rządzącej w Katowicach mówił o kolejnych kamieniach milowych, które Polska ma osiągać w nadchodzących latach. Zdaniem Morawieckiego, najpierw przegonimy Włochy, potem Hiszpanię, następnie Francję, a wówczas zostaną nam Holandia i Niemcy.Biorąc pod uwagę tempo wzrostu nawet z tego roku, nasze i włoskie, nasze i hiszpańskie, nasze i francuskie możemy za 8 lat dogonić Włochy, za 10-12 lat dogonić Hiszpanię, za 13-14 lat dogonić Francję, potem zostaną jeszcze Niemcy, Holandia - zapowiadał Morawiecki.
Od 5 do 7 lipca w Katowicach odbywała się konwencja Prawa i Sprawiedliwości oraz Zjednoczonej Prawicy pod hasłem "Myśląc: Polska". "Polska musi pozostać wyspą" - grzmiał w sobotę prezes partii Jarosław Kaczyński oraz zapowiadał walkę z “ofensywą zła”.
Rząd PiS ma zaskakujące plany na rozwój energetyki w Polsce. Mimo zapowiedzi kolejnych polityków partii rządzącej, że Polska nie ma zamiaru odwracać się od węgla kamiennego, a nawet słów samego Andrzeja Dudy, który mówił, że Polska ma zasoby węgla kamiennego na przyszłe 200 lat, władza dąży do wybudowania elektrowni atomowych w Polsce.Jak się okazuje, plany te są ambitne. Jak bowiem zapowiedział w piątek pełnomocnik rządu do spraw strategicznej infrastruktury energetycznej, Piotr Naimski, do 2040 roku w Polsce ma powstać aż 6 reaktorów jądrowych. Pierwszy z nich powstać ma już w 2033 roku.
Morawiecki podczas przemówienia mówił, że nowe rozdanie programu 500 plus, to święto dla wszystkich Polaków. Premier wyznał rodzicom, że ma świadomość tego, jak wiele trudu kosztuje wychowanie dziecka. Powiedział też, że państwo dołoży wszelkich starań, aby rodzicom proces wychowania ułatwić.
Obiecywane przez PiS "świadczenia +" z reguły trafiają do obywateli w takim okresie, który umożlwia - choćby podświadome - wpłwynięcie na decyzję wyborców przy urnach. I nie ma w tym nic specjalnie dziwnego, wszak każda partia ma zamiar uzyskać jak największe poparcie dla swoich działań. Prawo i Sprawiedliwość "źródła" swoich głosów upatruje w budżecie państwa i rozdysponowaniu jego środków w sposób efektowny, czasem także - przynajmy to szczerze - efektywny. Efektywność owa jest niestety niezbyt wystarczająca, abyśmy mogli mówić o "sprawiedliwym rozdawnictwie", bowiem zbyt dużo pieniędzy z programów socjalnych trafia do ludzi, którym te pieniądze nie są po prostu niezbędne.
Dzinnikarze RMF podobno potwierdzili informacje w kilku rządowych jak i partyjnych źródłach, chociaż PiS oficjalnie milczy na ten temat. Według ich ustaleń zmiana na stanowisku MF ma nastąpić wraz z ogłoszeniem restrukturyzajci rządu, która musi odbyć się po planowanym wyjeździe wielu osób do Parlmentu Europejskiego. Sprawy mają zostać połączone.
Rozstrzał kwot jest bardzo wysoki. Jak podliczył portal money.pl. obietnice socjalne PiS kosztowały od 16 tys. do 367 tys. zł na jednego obywatela. PiS skorzystał na pewno, ale czy skorzystał budżet i Polacy?
Przyszli europosłowie SLD zasilą za to struktury Socjalistów i Demokratów (147 posłów), .Nowoczena dołączy zaś do ALDE, czyli trzeciej, co do wieklości frakcji (109 posłów). Wszystko wskazuje na to, że PiS wyśle do Parlamentu Europejskiego 28 europosłów ze swoich list. W Brukseli europosłowie trafią najprawdopodobniej do frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Jako, że ta frakcja liczy jedynie 59 członków z 751 miejsc w PE, to polska reprezentacja będzie szczególnie mocna. Problem w tym, że chociaż PiS będzie miał najmocniejszą pozycję wewnątrz ugrupowania, to samo ugrupowanie nie ma w PE zbyt dużo do powiedzenia. Wyniki wyborów do PE emocjonują posłów z paru względów. Najważniejsze z nich to wysokie pensje dla unijnych parlamentarzystów i swoisty barometr przez wyborami krajowymi, gdzie liczba zdoytych głosów faktycznie przekłada się na późniejszą siłę na ul. Wiejskiej. Europoseł podczas kadencji jest w stanie zarobić nawet 1,7 mln zł, a do tego należy doliczyć diety i dodatki. Działaność w Warszawie zapewnia z kolei większą możlwiość wyrobienia sobie medialnej marki, co w konsekwencji oznacza popularność i zdobycie zwolenników. Zajmijmy się więc największą partią wchodzącą w skład KE, czyli Platformą Obywatelską. Eurodeputowani z jej ramienia wejdą w skład Europejskiej Partii Ludowej, czyli najsilniejszej frakcji w PE. Prawdopodobnie będzie ona mogła liczyć na 182 mandaty, co ostatecznie okaże się po podliczeniu wszystkich wyników. Chociaż frakcja EPL ma realną siłę w PE dużo większą niż EKiR, to z kolei kilkunastu posłów PO nie będzie w niej tak dużo znaczyła. Sytuacja w PE ma się jednak zupełnie inaczej niż w Warszawie. Duża ilość zdobytych mandatów może okazać się niewystarczająca, aby posiadać choćby znikomy wpływ na decyzję zapadające w Brukseli. To jak wyniki wyborcze osiągnięte w Polsce przełożą się na siłę (lub jej brak) polskich formacji w PE opisał dzisiaj money.pl. Co w takim razie z posłami Koalicji Obywatelskiej? Tutaj sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana. Fakt, że na jednej liście zdecydowali się kandydować politycy z wielu partii o często różniących się programach i poglądach, oznacza, że w PE nie będą oni zasilać jednej tylko frakcji, a rozdzielą się w poszczególnych, najbardziej dobranych poglądowo zrzeszeniach.
W zainstniałych okolicznościach przed kolejnymi wyborami możemy spodziewać się jeszcze większego wysypu obietnic socjalnych, tym razem nie tylko od strony rządu. Również opozycja musi zacząć mówić w sposób podobny do partii Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ wszystko na to wskazuje, że taki właśnie język trafia do wyborców najlepiej. Pytanie nasuwa się jedno, niezależnie od tego kto wygra nadchodzące krajowe wybory: czy największym poszkodowanym nie będzie budżet jak i my sami?Rzeczywistość jest jednak nieco inna. A właściwie to nie nieco, lecz całkowicie. Partia Jarosława Kaczyńskiego osiągnęła wyjątkowo mocny wynik, wygrywając eurowybory z wynikiem przekraczającym 42%. Wynika z tego, że na PiS głosowała prawie połowa Polaków, którzy w wyborach zdecydowali się wziąć udział. Partia rządząca wprowadzi do PE 24 europosłów. Nie należy też jednak spodziewać się, że PiS będzie chciał z Unii Polskę wyprowadzić, bowiem bez unijnych funduszy poparcie do partii spadłoby zbyt drastycznie.Wniosek z tej sytuacji jest bardzo prosty, to nie polityczne szachy interesują społeczeństwo, lecz realne działanie rządzących, tak aby je czuli. Faktu nie zmienia na przykład to, że efektem rozdymanej do granic możlwiości polityki socjalnej PiSu jest wzrost cen. Tutaj chodzi o symbol, o fakt realnego dostania od rządu pieniędzy.Przed wyborami rządzący przeprowadzli wręcz zmasowany atak na wyborców, obiecując przerozmaite programy socjalne. Chwilowy spadek poparcia PiS, który wykazał sondaż przygotowany parę dni po publikacji filmu braci Sekielskich, zwiastował że być może wyborcom przejadła się już kiełbasa oferowana przez Prawo i Sprawiedliwość.Oczywiście wynik Prawa i Sprawiedliwości zasługuje na gratulacje, niezależnie od wyznawanych poglądów politycznych. Dlatego, że rządzący z reguły zbierają rugi za wszelkie kryzysy ekonomiczne, wysokie ceny, klęski żywiołowe czy nawet porażki sportowe narodowych reprezentantów. Tak się nie stało w tym przypadku. Ceny owoców i warzyw poszybowały do stratosfery, nie umilkło jeszcze echo największego strajku w historii Polski od 1989 roku, a duże połacie kraju borykają się z podtopieniami. Kilka dni przed wyborami Gazeta Wyborcza wyjawiła także informacje na temat działek zakupionych przez Mateusza Morawieckiego. Wszystko to nie zadziałało na szkodę rządzącej partii, przeciwko której zjednoczyło się wiele partii, czy to w postaci Koalicji Europejskiej, czy też Konfederacji.
Prezes partii rządzącej odwiedził we wtorek w Krakowie emerytów, gdzie porzypomniał o systemie socjalnym, jaki rząd zdecydował się wprowadzić w ostatnim czasie. Ostrzegał także, że gdy opozycja dojdzie do właszy, to ludzie odczują to na swoim portfelu, który ponownie stanie się znacznie lżejszy - poinformał PAP.