Źródłem nagłego skoku ceny ropy w piątek 3 stycznia był atak amerykańskiego wojska dokonany na irańskiego dowódcę bardzo wysokiego szczebla. Soleimani zginął na terenie Bagdadu, stolicy Iraku, a przywódca Iranu Ajatollah Ali Chamenei już zapowiedział bardzo surową zemstę na Amerykanach, o czym wspomina dzisiaj CNN. Tego właśnie obawiają się najbardziej analitycy, którzy wróżą znaczne podwyżki na stacjach całego świata, Iran bowiem jest jednym z największych eksporterów ropy na świecie.Oświadczenie Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego Iranu nie pozostawia wątpliwości, że Teheran za atak na Hadżdż Qassima Suleimaniego planuję zemstę, nazwyając ją największym błędem staregicznym Stanów Zjednoczonych. "Stany Zjednoczone zrozumieją, że kryminalny atak na Sardar Suleimaniego jest ich największą strategiczną pomyłką w regionie Azji Zachodniej, a Stany Zjednoczone nie unikną konsekwencji tej błędnej kalkulacji." - czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez eurokurier24.pl.
Odszkodowanie w dolarach czeka na ludzi z Polski. Okazuje się, że prawnicy ze Stanów Zjednoczonych szukają osób, którym należy się przynajmniej 90 tys. dolarów, co w przeliczeniu na naszą rodzimą walutę daje około 342 tys. zł. To jednak dolny pułap kwoty, którą może przyjąć odszkodowanie. W najwyższym wymiarze mowa o kwocie nawet o ćwierć miliona dolarów.Kto jednak kwalifikuje się na osobę, która może otrzymać takie pieniądze? Jak wskazuje Onet.pl, amerykańscy prawnicy szukają konkretnych osób - mowa o ludziach, którzy po atakach z 11 września 2001 roku pomagali w akcjach ratunkowych lub w oczyszczaniu zgliszczy pozostałych po zniszczonych wieżach World Trade Center. Jak się okazuje, ludzie zajmujący się porządkowaniem terenu nie zostali poinformowani o zagrożeniach zdrowotnych, jakie na nich czekały.
Inwestycje masowo ucinane przez Pentagon. Amerykański departament obrony narodowej zdecydował się na wstrzymanie 127 inwestycji na całym świecie, które miałyby kosztować 3,6 mld dolarów. Jak informuje Polsatnews, 43 inwestycje znajdują się na terenie USA, 21 na terenach zależnych od Amerykanów, a 63 za granicą.Ponad połowa spośród inwestycji zagranicznych, które Pentagon zdecydował się zawiesić lub opóźnić, miała mieć miejsce w Europie. Najwięcej w Niemczech - 14 i Wielkiej Brytanii - 8. Najdroższa zagraniczna inwestycja też miała być zlokalizowana w Europie - magazyn w bazie lotniczej Rammstein w Niemczech kosztować miał 119 mln dolarów. W przypadku Polski mowa o 5 owołanych inwestycjach.
Ranking największych firm świata, czyli zestawienie Fortune Global 500, prezentuje 500 największych firm na świecie. Jest to nie tylko jednak ranking, który pokazuje potęgę danych przedsiębiorstw, ale siłę wybranych gospodarek krajów świata. Oczywiste bowiem, że jeśli dany kraj może poszczycić się ogromną liczbą firm w zestawieniu, nie należy do biedniejszych z państw. Ranking pokazuje więc aktualne potęgi gospodarcze niejednokrotnie lepiej niż PKB.Z najnowszego rankingu nie wynika nic dobrego dla Stanów Zjednoczonych. Jak możemy bowiem zobaczyć w zestawieniu Fortune Global 500, aż 121 największych firm globu pochodzi z USA, ale Chińczycy depczą wyraźnie Amerykanom po piętach. W 2017 roku różnica USA - Chiny, była większa, ponieważ Stany liczyły w rankingu aż 132 firmy, a Chiny 109, a w 2018 roku już 126 do 111. Wyraźnie więc przewaga topnieje i w 2020 roku Chińczycy przegonią Amerykanów.
Donald Trump, 45. prezydent Stanów Zjednoczonych, słynie z ostrych, często bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi. Tym razem prezydent naraził się Afgańczykom, którzy teraz żądają od Trumpa wyjaśnień. Co takiego powiedział Donald Trump? Po tym, jak Trump spotkał się z pakistańskim premierem Imranem Khanem w Białym Domu, oświadczył, że Stany Zjednoczone są w stanie w 10 dni wygrać wojnę z Afganistanem. Taki konflikt miałby się zakończyć "zmieceniem Afganistanu z powierzchni ziemi".Wypowiedź Donalda Trumpa oczywiście nie spotkała się z pozytywnym odbiorem ze strony Afgańczyków. Jak ci oświadczyli "afgański naród nie pozwala ani nigdy nie pozwoli, by jakiekolwiek obce państwo decydowało o jego losie". Zażądali także, by Donald Trump wytłumaczył się ze swoich feralnych słów.
IKEA wycofuje się ze Stanów Zjednoczonych - przynajmniej z produkcją swoich produktów w tym kraju. Otwarty w 2008 roku w Danville w stanie Wirginia zakład niebawem zostanie zamknięty. Zatrudniająca 300 osób placówka dotąd zajmowała się wytworem materiałów drewnianych, jak donosi Bankier.pl. Mowa o np. półkach, stolikach, szafach czy łóżkach.Jak tłumaczył kierownik zakładu, Bert Eades, długo starano się, by utrzymać wysoką konkurencyjność zakładu, ale nie jest to dłużej możliwe. Dlatego też szwedzka spółka kończy produkcję swoich mebli w Stanach Zjednoczonych. Na konkurencyjność niebagatelny wpływ miały ceny surowców. Te, wedle wskazań koncernu, są w USA znacznie wyższe niż w Europie.
USA od prawie roku toczą wojnę handlową z Chinami, która nie tylko wpływa na działanie gospodarek Chin i USA, ale także ma swój wpływ na ekonomię całego świata. Nic w tym dziwnego, kiedy walczą ze sobą dwie najpotężniejsze gospodarki na globie. Dlatego też coraz bardziej wyczekiwane jest zakończenie tego sporu między Waszyngtonem i Pekinem.Dobre wieści w tym względzie przekazał Steve Mnuchin, sekretarz skarbu USA. Zapowiedział, że podczas spotkania na szczycie G-20, do którego dojdzie w ten weekend, Donald Trump oraz Xi Jinping, czyli przywódca Chińskiej Republiki Ludowej, mają zobaczyć się w cztery oczy. Co więcej, Mnuchin ma dobre wieści w kwestii zgody między dwoma ekonomicznymi mocarzami - zapowiedział, że deal między państwami jest gotowy w 90%. Co więcej, sekretarz skarbu USA oświadczył, że liczy na dobrą wolę Chin w kwestii negocjacji.
Podatek od bogactwa ma cieszyć się poparciem większości obywateli Stanów Zjednoczonych, jak przekonują miliarderzy podpisani pod listem. Twierdzą, że to ważniejsze niż programy wyborcze którejkolwiek z partii. Treść ich apelu do kandydatów w nadchodzących w USA wyborach prezydenckich można przeczytać na stronie medium.com.Ameryka ma moralny, etyczny i ekonomiczny obowiązek, by bardziej opodatkować nasze bogactwo. Podatek od bogactwa mógłby pomóc w walce z kryzysem klimatycznym, mógłby poprawić gospodarkę, służbę zdrowia oraz wzmocnić naszą demokratyczną wolność. Podatek ten leży w interesie naszego państwa - czytamy w liście amerykańskich bogaczy.
Apple może niebawem przenieść miejsce produkcji swojego sprzętu z Chin do innego kraju. To jeden z efektów toczonej przez Stany Zjednoczone oraz Chiny wojny handlowej. Konflikt, który trwa z mniejszym i większym natężeniem od lipca 2018 roku coraz bardziej wpływa na funkcjonowanie międzynarodowych korporacji.Wojna handlowa wpływa również na życie zwykłych ludzi. I to nie tylko ze Stanów Zjednoczonych czy Chin. Jeśli Apple przeniesie miejsce produkcji swojego sprzętu z Chin, będzie to kosztowało oczywiście klientów, którzy zmuszeni będą wyłożyć więcej pieniędzy przy kolejnych zakupach.Kiedy nie ma pewności czy konflikt w końcu zostanie zażegnany, firmy takie jak Apple zaczynają zastanawiać się nad przeniesieniem produkcji z Chin, gdzie dotąd produkowały z racji taniej siły roboczej, do innego kraju. Coraz poważniejsze pomysły wyprowadzki z Chin są powodowane groźbami Donalda Trumpa, który zapowiedział podniesienie ceł na pochodzące z Chin towary o wartości 300 mld dolarów.
Andrzej Duda składający wizytę prezydentowi Stanów Zjednoczonych, Donaldowi Trumpowi, nie mógł umknąć uwadze amerykańskich mediów. Te zabrały się do szerokiego komentowania przyjazdu głowy państwa leżącego nad Wisłą. Choć różne media zwracają uwagę na inne kwestie, to wszystkie w zasadzie mają jeden punkt wspólny swoich komentarzy do wizyty.W przeciwieństwie bowiem do polskich mediów, w których nierzadko przewija się motyw "wyjątkowego partnerstwa" i ogromnej serdeczności, amerykańskie media komentują tę wizytę bez atmosfery podniosłości i wyjątkowości. Ich przekazy, a dokładniej ich ton, potwierdza, że Polska w zasadzie dla Stanów Zjednoczonych jest jednym z kilku partnerów z Europy Środkowo-Wschodniej o raczej subtelnej sile politycznej.
Wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi i Chinami trwa już niemalże rok. Kryzys na linii Waszyngton - Pekin rozpoczął się w lipcu 2018 roku i wiele wskazuje na to, że sprawy nie mają się lepiej, a jedynie coraz gorzej. Na horyzoncie pojawiła się jednak możliwość załagodzenia konfliktu, o której mówiono na spotkaniu G20.Spotkanie przygotowujące przed szczytem G20, który będzie miał miejsce w dniach 28-29 czerwca, odbyło się w japońskiej Fukuoce, a udział w nim wzięli ministrowie finansów 20 najpotężniejszych gospodarek świata. Nie bez powodu najgorętszym tematem ich rozmów była sprawa wojny handlowej toczonej przez Chiny i USA. Ta wpłynęła poważnie na ich ostateczne oświadczenie, które niemalże mogło się przez wspomniany spór nie pojawić.
Donald Trump podczas wizyty w Wielkiej Brytanii wywołał niemało kontrowersji. Było tak chociażby wówczas, kiedy zdecydował się na otwartą krytykę Sadiqa Khana, burmistrza Londynu. Słowa, które pod adresem Khana wypowiedział Donald Trump, Gazeta Wyborcza określa jako "największy zgrzyt tej wizyty". Nazwał go bowiem "skończonym nieudacznikiem", a jego postać podsumował słowami o "reprezentowaniu negatywnych sił".Z tego, co wiem, to nie jest dobry burmistrz, fatalnie sobie radzi. Wszystko idzie coraz gorzej, rośnie przestępczość i tak dalej. (...) Przede wszystkim nie powinien krytykować przedstawiciela Stanów Zjednoczonych, które mogą zrobić tak wiele dobrego dla Wielkiej Brytanii. Myślę, że to człowiek, który reprezentuje negatywne, nie pozytywne siły - stwierdził Trump.