Masowe zwolnienia w Beko: polskie rodziny walczą o miejsca pracy, dziś wielki protest
Decyzja o zwolnieniach w polskich fabrykach Beko Europe wywołała szok. W piątek 27 czerwca przed ambasadą turecką w Warszawie odbędzie się protest pracowników, którzy walczą o swoje miejsca pracy oraz godne warunki odejścia. Jakie są przyczyny masowych zwolnień i jak zareagowali pracownicy?
W piątek manifestacja w Warszawie: pracownicy Beko pójdą pod ambasadę
Wiadomość o planowanych zwolnieniach w fabrykach Beko we Wrocławiu i Łodzi zaskoczyła wielu pracowników. "Tu są całe rodziny. Pracuje ojciec, matka i syn" – mówi w rozmowie z “Faktem” pani Renata, która od 18 lat pracuje w Beko. Wiele osób w fabrykach zatrudniało się latami. Teraz stają przed widmem utraty pracy.
Firma ogłosiła, że w wyniku restrukturyzacji nawet 1,8 tys. osób straci zatrudnienie – 700 pracowników z Wrocławia i 1,1 tys. z Łodzi . Produkcja ma zostać zakończona do końca kwietnia 2025 roku, a zwolnienia grupowe ruszą na początku roku. "Na początku była rozpacz, a teraz jest bój o miejsca pracy" – dodaje, przywoływana przez dziennik, kobieta. Pracownicy nie zgadzają się z tą decyzją, stąd liczne protesty, które dzisiaj przenoszą się na ulice Warszawy. W południe przed ambasadą turecką odbędzie się wielka manifestacja, mająca na celu zwrócenie uwagi na ich trudną sytuację .
Zobacz też: Polska ukrywa ofiary powodzi? Fala zarzutów: "Nekrologi na ścianach i słupach". Reaguje policja i premier
Historia fabryki: od Indesit do Beko
Zakłady produkcyjne w Łodzi mają długą historię, sięgającą 1999 roku , kiedy to firma Indesit Company otworzyła pierwszą fabrykę kuchenek. W szczytowym okresie zatrudniała ona ponad 2,5 tys. pracowników . Po przejęciu przez Whirlpool, a następnie Beko, zakład stopniowo tracił swój „rodzinny” charakter. "Jak był Indesit, to zakład był bardziej rodzinny. Później był Whirlpool, a Beko... się bekło" – opowiada pani Renata, z goryczą komentując zmiany, które doprowadziły do obecnej sytuacji.
Zobacz też: Cukry Nyskie podbiły serca Polaków: zakład tonie, ale płaci. Ogólnokrajowy zryw, w sieci euforia
Decyzja o zamknięciu produkcji w Polsce była dla wielu szokiem. Firma tłumaczy ten krok słabym popytem na produkty wytwarzane w Polsce oraz ich nierentownością , co zmusiło koncern do restrukturyzacji. Związkowcy i pracownicy nie są jednak przekonani do tych wyjaśnień i stawiają opór. "Powiedziałem dyrekcji, że nie odejdziemy cicho i nie poddamy się. Będziemy walczyć do końca" – zapowiedział Sebastian Graczyk, szef "Solidarności" w łódzkich zakładach Beko.
Konsultacje trwają, ale nie ma zgody
Dyrekcja Beko Europe rozpoczęła rozmowy z przedstawicielami związków zawodowych oraz pracowników. Celem spotkań jest wypracowanie "jak najlepszych warunków odpraw oraz ustalenie harmonogramu wdrażania zmian" – poinformował Zygmunt Łopalewski, dyrektor ds. komunikacji Beko Europe. Firma zapewnia, że jest otwarta na dialog i chce wspólnie z pracownikami znaleźć najlepsze rozwiązania.
Jednak związkowcy stawiają sprawę jasno: "negocjacje zaczniemy od 50 odpraw" – zapowiada Graczyk. Pracownicy walczą o swoje prawa i nie zamierzają zgodzić się na warunki, które ich zdaniem są niesprawiedliwe. "Na początku była rozpacz, teraz walczymy o godne odprawy" – mówi Renata, podkreślając determinację zespołu.
Przed fabryką w Łodzi już odbyły się protesty, ale to manifestacja w Warszawie ma być kulminacją działań pracowników. Celem jest zwrócenie uwagi na skalę problemu oraz wywarcie presji na firmę, aby wynegocjować jak najlepsze warunki dla odchodzących pracowników. "Nie odejdziemy cicho" , powtarzają związkowcy, wskazując na wolę dalszej walki o przyszłość zatrudnionych w Beko Europe.